Spływ Giełczwią (Wygnanowice - Gardzienice) 3 km

To był mój pierwszy spływ Giełczwią i traktuję go jako taką "pierwszą miłość". Bo jest co kochać! Już od spuszczenia kajaka do rzeki za młynem w Wygnanowicach dzika Giełczew zaskakuje i nie daje spokoju. Totalnie zarośnięta, dziewicza jak Amazonka w górnym biegu, oddalona od ludzi i ich siedzib, cicho (oprócz tych bobrów), chłodno i spokojnie. Ale zarazem niełatwo, trzeba się pilnować, żeby nie skończyć w przybrzeżnych trzcinach.

Drzewa. 
na tym trzykilometrowym odcinku jest około 9 powalonych drzew. Większość z nich da się ominąć przepływając pod nimi (momentami trzeba się całkowicie położyć w kajaku), po dwóch da się prześlizgnąć, a po ostatnim - potężnej, dwukonarowej wierzbie - trzeba się przespacerować i przeciągnąć kajak na drugą stronę. Wszystkie przeszkody da się pokonać bez wchodzenia do rzeki. 
Innym drzewnym aspektem są nisko zwieszone gałęzie - w połączeniu z poniższymi przeszkodami czasem nie masz wyboru i musisz przeczesać fryzurę. 
Aha, jeszcze jedno. Jest taki moment w końcu maja, który sprawia, że spływ tym odcinkiem jest podwójnie urokliwy. Gdzieś na drugim kilometrze nad wodą zwieszają się gałęzie potężnych akacji, które właśnie w tym czasie okrywają się białym kwieciem. Warto to zobaczyć. 

Trzcina.
To jest taki niepozorny wróg. Na chwilę opuścisz wiosło, zboczysz lekko z wytyczonej metrowej ścieżki nurtu i lądujesz w pasie trzcin. A stamtąd naprawdę niełatwo się wydostać. Unieruchamiają kajak na tyle skutecznie, że zdarzało mi się parkować łódkę i ją opuszczać bez strachu, że znajdę ją potem w okolicach Łęcznej. 

Meandry.
W połączeniu z trzcinami sprawiają, że na tym krótki odcinku ani na chwilę nie możesz odłożyć wiosła. Jest na tyle wąsko, że często trzeba po prostu wyhamować kajak, wytracić prędkość, żeby się zmieścić. 

Zwierzęta.
O zawał serca przyprawiają potężnie pluskające do wody ukryte w chaszczach bobry. Płyniesz sobie spokojnie, a tu nagle jakby ktoś miotnął potężnym kamulcem w wodę. To nie kamień, to bober. Inne hałasy generują kaczki, czasem majestatycznie poderwie się do lotu bocian. Widziałem też kukułkę. Sekcję ptasią tego wpisu uzupełnię, jak otrzymam raport ze spływu od naszego sąsiada, Pana Marka, który nie tylko zna całą polską awifaunę, ale nazywa ją po łacinie, potrafi z nią pogadać, a czasem zaobrączkować. Jednym słowem - jest zapalonym ornitologiem. Jak się pokusi o pokonanie tego odcinka, to z pewnością uzupełni naszą wiedzę co do ptaków na tym odcinku Giełczwi.

Kamienie.
Na sam koniec spływu widzisz most w Gardzienicach. Już chcesz się zatrzymać zaraz przed nim po prawej stronie, gdy nagle... unosi się kilka metrów do przodu ostro przyspieszający nurt. Tutaj już nie tak łatwo zawrócić. Jeśli poniesie Cię za most, to najlepiej po kilku metrach zawrócić i trzymać się prawej (zachodniej) strony rzeki. Tam nurt jest łagodniejszy, można wyskoczyć i po kamienistym dnie przeciągnąć kajak i potem wciągnąć go obok schodów. 

Jednym słowem - piękny odcinek z przeszkodami i dlatego warto go zaliczyć. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czego nie zabierać na spływ, co zabrać i jak to zabezpieczyć.

Jak ubrać się na krótki spływ